15 maja 2013 roku, decyzją NSA, po blisko 25-letnich staraniach i walkach w sądach, bezprawnie zrabowany w 1945 roku Dwór na Woli Zręczyckiej pod Krakowem, został przekazany z powrotem rodzinie-spadkobiercom jego budowniczych i dawnych właścicieli.
Tego dnia postanowiliśmy porzucić całe swoje dotychczasowe życie i poświęcić się przywróceniu i zachowaniu pamięci o tym niezwykłym miejscu. Dwór i należace do niego obiekty przez dziesiątki lat rządów PRL zostały doszczętnie rozrabowane oraz zniszczone przebudową i rozbiórką. Mozolnie dokonujemy rewitalizacji tego miejsca, by uczynić go lokalnym centrum kulturotwórczym i turystycznym. Na terenie obiektu działa już Muzeum Dwór Feillów oraz agroturystyka. Klikając w zakładki, zapoznacie się z naszą ofertą.
Jest to opowieść o czasach dawnych i tych współczesnych, o naszych zmaganiach z materią, zarówno zabytkową, jak i tą żywą, o stosunkach z urzędami i sąsiadami. Jest to blog o życiu, do którego serdecznie Was zapraszamy.

sobota, 26 marca 2016

Obszar dworski rekwiruje jaja!

Pogoda w sobotę przed Wielkanocą nie nastroiła nas zbyt optymistycznie. Święcenie jaj pod naszą kapliczką miało odbyć się o 11.00. Z niepokojem spoglądaliśmy na zasnute chmurami niebo. Czy deszcz zepsuje nam to miłe wydarzenie?


Jak co roku, z radością uczestniczę w tym pogańskim i pradawnym obyczaju przechwyconym przez kościół. Wzorem mojej mamy, która zwyczaj ten przejęła od swojej mamy, a ta zapewne od swojej mamy, etc... farbuję jaja w obierkach od cebuli i wyskrobuję jakieś wzorki, które przyjdą mi do głowy. Robota jest to żmudna, trzeba uważać, aby nie ścisnąć za bardzo skorupki i nie zniszczyć jajka. Jednocześnie trzeba użyć siły, by wzór wyskrobać. Bozia talentu nie dała, skrobię, jak umiem, efekt jest mniej więcej taki.


Jeszcze przed święceniem jajek, zerknęłam na facebooka i w oko wpadło mi zdjęcie jaja, które wymalowała Ola, nasza sąsiadka artystka, o której wspominałam we wcześniejszym wpisie. Złapałam się za głowę i wyraziłam swoje wątpliwości, czy to aby wypada, by takie dzieło sztuki miało zostać zniszczone w celach konsumpcyjnych.



No sami zobaczcie! Chrystus, jak żywy!!! ;-)

Z Olą spotkaliśmy się pod kapliczką. Natychmiast zapuściłam żurawia do jej koszyczka, by jajo zobaczyć na żywo. Powiem Wam, że prezentuje się jeszcze piękniej, niż na zdjęciach.
-Naprawdę zamierzasz go zjeść?- zapytałam.
-No pewnie! Ale jak chcesz to możesz sobie go zabrać, tylko po poświęceniu- odparła Ola.

Zafrasowałam się. Głupio tak wybierać ludziom jaja z koszyka. Z drugiej strony, jak nie wezmę, to Ola go zje i małe dzieło sztuki przestanie istnieć. Hm... co tu zrobić? Z trzeciej jednak strony, jeśli ja dostanę jajo, to ja będę musiała się zmierzyć z dylematem moralnym, czy go zniszczyć? 

Podczas kiedy ksiądz odprawiał nad naszymi jajami magiczne rytuały, moje szare komórki odnalazły się wzajemnie i doznałam olśnienia. Po pierwsze, ja też mam w koszyku gęsie jajo (Moniko i Wojtku, dziękujemy za jaja!), zatem jak zabiorę Oli jej dzieło i oddam jej w zamian swoje jajo, nie zostanie ona poszkodowana brakiem święconego. Po drugie, kto mi każe niszczyć i jeść to jajo? Ugotowane na twardo i nie uszkodzone powinno przetrwać wieki.

Zarekwirowałam jajo zaraz po poświęceniu, aby nie dać Oli czasu na rozmyślenie się i zanim doszłam do domu miałam już plan.
Jajo zostanie wciągnięte do inwentarza muzealnego do działu „wytwory sztuki ludowej”, zostanie umieszczone w gablotce i wszyscy goście, którzy zechcą nas odwiedzić, będą mieli okazję go obejrzeć. Ola jest wprawdzie artystką profesjonalną, jednak mam nadzieję, że nie obrazi się za „sztukę ludową”.

Nasze Muzeum, które w swoim poprzednim wcieleniu miało charakter typowo etnograficzny, powoli zamienia się w gabinet osobliwości. Jest to nawiązanie do wieku XVIII i XIX, do początków muzealnictwa, kiedy pałace i dwory gromadziły najróżniejszego typu obiekty, często niezwykle zaskakujące.


Na przestrzeni ostatnich dni nasze zbiory zostały uzupełnione o dosyć ciekawy eksponat- stojący zegar Comtoise z I połowy XIX wieku. Jest on nie tylko obiektem muzealnym. Stanowi on teraz wyposażenie dworku, element dekoracyjny, a po przeczyszczeniu i konserwacji mechanizmu, posłuży nam zapewne jeszcze przez wiele lat.



Kochani! Życzymy Wam spokojnych, ciepłych Świąt i wiele radości  z okazji budzącej się do życia Przyrody.



P.S. Obszar dworski to archaiczna jednostka administracyjna z czasów, kiedy majątki szlacheckie nie wchodziły w skład gmin wiejskich. Bardzo mnie bawi ta nazwa i zamierzam jej nadużywać :-)

piątek, 11 marca 2016

Nie ma lekko.

Być może pamiętacie, jaką kilka miesięcy temu miałam koncepcję na urządzenie pokojów gościnnych? Kto nie pamięta, proszę, by zajrzał pod ten link. Styl miał być lekki, kontrastujący z ciężkim, muzealnym wnętrzem dworku. Pomysł taki narodził się spontanicznie i z potrzeby chwili. Musieliśmy bowiem na szybko zorganizować jakiś pokój do spania dla prywatnych gości. Im dłużej jednak się na niego patrzyłam, tym mniej mi się ten pokój podobał. Chłop najwyraźniej miał podobne odczucia. Pewnego dnia stwierdził, że jednak on by lobbował za urządzeniem pokojów gościnnych w stylu muzealnym, a niech sobie goście śpią na antykach, w domu tego nie mają. Nie trzeba było mnie długo namawiać. Filozoficznie stwierdziłam „nie ma lekko” i udałam się na długą wędrówkę po zasobach Internetu, głównie po portalu Allegro, dlatego tak dawno mnie tutaj nie było.

Wbrew pozorom, to nie jest takie proste kupić coś stylowego w rozsądnej cenie. Antyków, przepięknie wykończonych, osiągających astronomiczne kwoty jest sporo, ale znaleźć coś co nie jest jeszcze zbyt zniszczone, z którego renowacją sami damy sobie radę, w miłej dla portfela cenie, jest nie lada sztuką.

Mamy ogromne szczęście, że urządzamy się w czasach, kiedy na zachodzie Europy ludzie wyrzucają na śmietniki stylowe meble, głownie eklektyczne. Styl eklektyczny chwilowo (podkreślam, chwilowo!) jest niemodny. Korzystamy zatem z tego, ile się da, bo za kilka lat już nie będzie tak lekko z pozyskaniem tego typu wyposażenia. Jeden z dostarczycieli antyków zwierzył się nam, że lada moment dobra passa się zakończy. Do Francji, Holandii ciągną nie tylko tabuny handlarzy ze wschodniej części Europy, ale i Niemcy powoli doznają przebudzenia. Jakoś nie udało się przekonać wszystkich, że jednosezonowe bezosobowe, mdłe, fabrycznie powtarzalne meble z Ikei, to szczyt marzeń. Niektórzy tęsknią do pięknych w formie i trwałych przez całe stulecia mebli stylowych. A te, jak mawia Chłop- nie odrastają. Dzisiejsze chińskie kopie to porażka. Zarzyło się nam w przypływie desperacji zakupić stylizowaną witrynę. Stwierdziłam, że na drugi raz wolałabym eksponować muzealia na podłodze, niż kupić taką szmirę. Zaliczamy zatem i wpadki, których nie da się uniknąć przy takim przedsięwzięciu.

Ale dosyć tej filozofii, pokażę Wam jednak ten bajzel, jaki udało się nam stworzyć w wyniku zmiany paradygmatu dotyczącego charakteru przestrzeni dla gości. Mamy tak mniej więcej połowę wyposażenia i prawie żadnych dekoracji, które zostaną wprowadzone już na sam koniec urządzania wnętrz. Zostały nam jeszcze 2 miesiące do otwarcia dworku dla gości. Myślę, że jeżeli nie staną nam na drodze rzeczy obiektywne, niezależne od nas, to damy radę.


Korytarze zostały pomalowane, powolutku je urządzamy.







Do salonu zakupiliśmy 5 nowych stołów drewnianych w stanie surowym, które sama pokrywam lakierobejcą w kolorze stolarki. Producenci mebli biorą bardzo duży procent za samo wybarwienie i zabezpieczenie mebla. Zrobienie tego samemu to spora oszczędność.




Pięć gościnnych pokojów w międzyczasie również zostało pomalowanych. Na obecną chwilę są one powoli wyposażane, a zakupione meble poddawane są przez nas naprawie i estetyzacji. Pomysł, aby zadedykować pokoje kultowym kabaretom pozostał. Mamy zatem: 

1. Apartament pod Szalonym Koniem (Crazy Horse). Może jeszcze nie wygląda zbyt okazale, ale potrzebujemy jeszcze troszkę czasu.





2. Pokój pod Czerwonym Wiatrakiem (Moulin Rouge), chwilowo w rozsypce, ale będzie pięknie!




3. Pokój pod Czarnym Kotem (Le Chat Noir) zostanie zupełnie przerobiony, dekoracje zdjęliśmy, by na pierwszym planie wyeksponować te cudne łóżka.

4. Pokój pod Zielonym Balonikiem. Znaleźliśmy do niego unikatowy komplet eklektycznych mebli, gdzie autor w drewnie naśladuje bambus. Czyżby inspirował się stylem kolonialnym?



5. Pokój pod Zwinnym Królikiem (Lapin Agile) nie ma jeszcze żadnych mebli. Poszukuję do tego miejsca niezbyt dominującego kompletu, by uwydatnić dzieło naszej sąsiadki artystki- Aleksandry Popławskiej. Ola jest niezwykle utalentowaną malarką i konserwatorem zabytków. Chętnie podjęła się wymalowania obrazu na ścianie, ma też mnóstwo chęci i pomysłów na dalszą wspólpracę z nami w tym względzie. 







Obraz jest jeszcze nie dokończony, brakuje ramy, którą Ola ma zrobić w technice malarstwa iluzjonistycznego. Niestety, Ola zachorowała i na razie praca ta musi poczekać. Życzymy Oli szybkiego powrotu do zdrowia. Tymczasem sami upiększamy, głownie metodą szablonową, przyszłe gościnnne przestrzenie.


Ruszamy w połowie maja, taki jest plan i tego się trzymamy.